Niestety, mimo szczerych chęci do Chanii (czy Hanii) dotarliśmy ok. 16.10, spóźniliśmy się więc o kilkanaście minut. W okienku dworca dowiadujemy się, że innej możliwości dotarcia do Paleochory nie ma - trzeba poczekać przynajmniej do jutra rana. Tak nawiasem mówiąc - dworzec jest super, wygląda jak kafejka - kanapy, krzesła i stoliki, ludzie palą i dyskutują.
No cóż, trochę zirytowani idziemy do centrum Starego Miasta poszukać w miarę taniego noclegu. Pierwszy, opisany w przewodniku Pascala, chyba już nie istnieje. Ni co jednak - wokół starego portu jest pełno pokoi do wynajęcia, więc po niedługim czasie chodzenia z plecakami znajdujemy odpowiednie miejsce - bardzo przyjemny pokoik zaraz nad uliczką ze straganami, z klimatyzacją, TV i małym balkonikiem nad sprzedającymi. Bardzo ładny i klimatyczny.
Bez plecaków można już zwiedzić nieco miasto. Mimo dużej liczby turystów, nadal czuć urok tej miejscowości (to nie Heraklion). Wąskie uliczki, knajpki przy starym porcie i ławeczki obok kościółka wprawiają nas w dobry nastrój. Oglądamy to wszystko, pijemy kawkę i wieczorem wracamy do pokoju.
Postanowiliśmy nie jechać od razu rano do Paleochory, tylko zjeść sobie śniadanko na małym balkonie. Świeży chleb (ale twardy!), kozie mleko, pomidor i feta - w podróży takie śniadania zawsze smakują dobrze:)